kalendarz brań

Wędkarski kalendarz brań

Każdy, nawet mało doświadczony wędkarz wie, że to, czy ryby będą brały danego dnia, zależy od bardzo wielu czynników. Głównie czynników pogodowych. Spowodowane jest to tym, że ryby wyczulone są na wszelkie, nawet najdrobniejsze zmiany ciśnienia. Każda zmiana pogody może spowodować, że ryby przestają być aktywne. Albo na odwrót, zaczynają niespodziewanie brać jak szalone. Do zmian ciśnienia dochodzą jeszcze zmiany stanu wody, szczególnie w rzekach, jej temperatury czy naświetlenia.

Pogoda zmienną jest, nawet bardziej od kobiety. Jednego roku, np. pierwszego maja, wyż, słońce, ciepło jak w pełni lata, A w następnym roku leje i zimnisko, że teściowej by nawet z domu nie wypędził. Dlatego też wszelkie prognozy oparte na wieloletnich danych o braniach w konkretne dni roku specjalnego sensu nie mają. Wiara w tego typu kalendarze wędkarskie jest klasy wiary w pecha przynoszonego przez czarnego kota czy łapania się za guzik na widok kominiarza. To takie myślenie magiczne, nic ze zdrowym rozsądkiem wspólnego nie mające.

Czy mimo to możliwe jest wychwycenie jakichś prawidłowości w żerowaniu ryb w konkretne dni roku? Oczywiście, że tak. Co więcej, można nawet określić godziny, w których ryby się uaktywnią. W jaki sposób? Połączyć trzeba pewne obserwacje związane z biologią ryb z wiedzą astronomiczną. Brzmi to tajemniczo i bardzo „naukowo”, ale sprawa, przynajmniej do wyjaśnienia, bo same obliczenia są już skomplikowane, jest całkiem prosta.

Księżycowo – słoneczny kalendarz brań. Teoria Knighta

Od dawna znany był wpływ pływów morskich (przypływy, odpływy) na aktywność organizmów morskich, w tym ryb. Zaczynały one intensywnie żerować tuż przed rozpoczęciem przypływu, następnie ich aktywność malała, by wzmóc się na krótki czas podczas maksymalnego przyboru. Następnie następował spadek aż do momentu poprzedzającego odpływ. Tu znowu intensywne żerowanie, potem spadek, krótkotrwały wzrost w środku odpływu, spadek i cykl rozpoczynał się od początku wraz z nadejściem kolejnego przypływu.

Niejaki Knight, amerykański wędkarz i badacz przyrody zauważył, że ten sam cykl powtarza się także u organizmów z wód śródlądowych. Było to w latach trzydziestych, sam Knight nie był profesjonalnym biologiem, więc tłumaczenie tego zjawiska w jego wykonaniu wygląda w dzisiejszych czasach dość dziwacznie i pokrętnie. Nie zmienia to jednak faktu, że ryby, mimo że nigdy w morzu nie były, „wyczuwały” nadchodzący przypływ i odpływ, a właściwie porę, w jakiej by nastąpił w miejscu, w którym się aktualnie znajdowały. I zwiększały odpowiednio aktywność.

Czym to tłumaczyć? Po prostu w genach wbudowany mają mechanizm pozwalający na określanie pory pływów. Że taki mechanizm istnieje, potwierdza wielokrotnie powtarzane doświadczenie z wieloszczetami czy tam innym robactwem morskim. Przewiezione w głąb lądu nadal reagowały na pływy, ale dostosowywały się do „czasów miejscowych” Zapewne nie tylko ryby posiadają ów mechanizm, bo wszak przodkowie wszystkich stworzeń, także nasi, wywodzą się z oceanów. Ryby jednak przebyły znacznie krótszą drogę ewolucyjną niż my i wspomniany mechanizm nadal silnie na nie oddziaływa.

A jaki pożytek z tej całej teorii Knighta dla wędkarza? Znając termin rozpoczęcia, zakończenia i stanów ekstremalnych pływów na danym terenie, znamy jednocześnie godziny brania ryb! Tak właśnie działa kalendarz brań Knighta. Kłopot tylko w tym, ze trzeba je wyliczać dla każdej szerokości geograficznej, uwzględniając wzajemne położenie Księżyca, Słońca i Ziemi. Sprawa to dość skomplikowana, ale nie ma obowiązku robienia tych wyliczeń samemu. Można skorzystać z publikowanych kalendarzy, obejmujących dość znaczny teren. Znajdziecie taki np. na blogu wędkarskim Moje Trofea (mojetrofea.pl). A jak ktoś chce mieć swój, to zawsze może zamówić takowy na Solunar.com, stronie poświęconej teorii brań Knigta.